Z wiosennym optymizmem w duszy, zastanawiamy się, czy radość jest uzasadniona. W ubiegłym roku, witając wiosnę, mierzyliśmy się z pandemią i falą uchodźców. Teraz, w atmosferze optymizmu, pojawia się niepokojąca myśl: co przyniesie przyszłość?
Kiedy to czytacie być może w powietrzu czuć już wiosnę. Wiosna zawsze się kojarzy z optymizmem i tym podobnym pozytywnym doznaniom, co jest w tym roku o tyle przyjemniejsze, że zima, przynajmniej dla mnie, mało dostarczyła typowo zimowych radości. Białych widoczków rodem z Bożonarodzeniowych kartek jakoś nie pamiętam. Może parę dni. Optymizm zawsze jest wskazany, ale trudno się ustrzec od myśli, czy jest uzasadniony. Wiosnę ubiegłego roku witaliśmy w zupełnie innych nastrojach i zupełnie inne sprawy zaprzątały nasze głowy. Ledwie wycofała się pandemia, nikt nie wiedział czy na chwilę czy na stałe, a już płynęła do nas fala uchodźców od ogarniętego wojną sąsiada. Dziś trochę przy tym całym optymizmie, strach pomyśleć: co tym razem? Oby nic! Oby było nudno, choć oczywiście to nam nie grozi. Oto wszystkie zjawiska zaprzątające nasze myśli i organizujące nasze otoczenie trwają w najlepsze. Nic się specjalnie nie zmieniło. Gospodarka, jaka była taka jest, inflacja nieco spadła, ale to zaledwie początek miejmy nadzieję, trwałej tendencji. Trudności z dostępnością wszystkiego trwają w najlepsze, huśtawka cen nie pozwala niczego na dłużej zaplanować. „Business as usual”, pojęcie w mediach kojarzone negatywnie, jest przecież w istocie zbawienne. Tworzy przewidywalne trendy, a to zawsze jest korzystne.
Przyzwyczailiśmy się. Nauczyliśmy osiągać sukcesy w nieprzewidywalnej i trudnej rzeczywistości. Podejmować ryzyko na każdej płaszczyźnie pracy i życia, by następnie z tym ryzykiem sobie radzić. Jesteśmy coraz bardziej elastyczni, ale i coraz bardziej odporni. Obyśmy te nabyte w ostatnich latach cechy mieli możliwość wykorzystać w zupełnie nieciekawych czasach. To by wróżyło naprawdę dobrze!